TRANSLATE

Citizen Of The World

środa, 4 maja 2016

Babuszka z jabłkami i wódką...


Carskie sioło. Podczas, gdy moja grupa z wypiekami na twarzy biega po carskim parku 
w poszukiwaniu najlepszego miejsca, by uwiecznić swój pobyt w tym magicznym miejscu ja pozwalam sobie na chwilę rozmyślań...


Usiadłem na ławce rozkoszując się ciszą. Odkąd Rosjanie zajęli Krym - turystów tu jak na lekarstwo. Nasi rodacy bombardowani informacjami w polskiej telewizji o toczących się działaniach wojennych omijają rosyjską ziemię. Zresztą nie tylko Polacy - nie widać tu turystów z zachodu, a jeśli są to jest ich garstka. 


Z drugiej strony to chyba najlepszy czas by w spokoju zwiedzić Rosję. Nie ma potężnych kolejek - tak częstych i nieuniknionych dotychczas. Nikt nie kłóci się o miejsce w kolejce pod Ermitażem, nawet Muzeum Wódki świeci pustkami. Dla nas turystów to raj. Wszędzie zrobiło się kameralnie.

Dla Rosjan to prawdziwy dramat. Lokalni przewodnicy są załamani zaistniałą sytuacją. W prywatnych rozmowach błagalnym tonem pytają, kiedy Polacy znowu zaczną odwiedzać Rosję. Rozkładam ręce - naprawdę nie wiem... Po zamachach w Paryżu zorganizowane grupy z Polski omijały stolicę Francji zaledwie przez trzy miesiące. W Rosji trwa to już drugi rok... 


Irina przewodniczka po Petersburgu podczas zwiedzania Ermitażu przekonywała mnie, że Rosja jest najbezpieczniejszym krajem w Europie. Prosiła bym przekonywał swoich rodaków do tak samo częstych wizyt w Rosji jak to miało miejsce kiedyś. Próbowała mnie nawet przekonać, że my Polacy powinniśmy ich wspierać w czasie ich turystycznej zapaści. Słuchałem kiwając głową. Nie wchodziłem z Iriną w żadne polityczne dyskusje. Jestem pewien, że nie zrozumiałaby naszej obecnej postawy wobec Rosji. I mam wrażenie, że jeszcze długo masowego turysty w Federacji Rosyjskiej nie będzie. O przyczynach takiego stanu rzeczy nawet nie ma co pisać. Każdy Polak rozumie czemu omijamy ten kraj podczas naszych podróżniczych podbojów...

Nie wiem sam czy ta cisza jest budująca. Petersburg bez zachodnich wycieczek wydaje się wręcz nierealny... Nie słychać głośnych, międzynarodowych rozmów w rozsianych po mieście kawiarenkach. Siedząc na ławce w Carskim Siole szukam odpowiedzi na tyle pytań... 


- Kupi Pan ode mnie chociaż kilogram jabłek? 

Dotychczas w Carskim Siole turystów zaczepiali sprzedawcy widokówek, magnesów, matrioszek... 

- A w jakiej cenie ma Pani te jabłka? Pytam moim wyuczonym w szkole, aczkolwiek niedoskonałym rosyjskim.

- O zagraniczny turysta! Polak! Co łaska, za jabłuszka, co łaska...

Mając na uwadze sytuację naszych jabłek wiem, że nie powinienem, ale biorę kilka sztuk dając kobiecie wszystkie drobne jakie mam w kieszeni... 

Tam na "górze" się kłócą a zwykli ludzie tracą...



Z każdego czasu wolnego w Rosji moja grupa wraca coraz bardziej pijana... Gdy zapytałem skąd biorą wódkę przecież nie byliśmy w żadnym sklepie a przez bramki w Carskim Siole żadna butelka by nie przeszła - grupa odpowiedziała, że jakaś ruska babuszka chodziła po parku i poza jabłkami także wódkę na kieliszki sprzedawała... Nie tylko Polak potrafi! :)